Teatr: „Król Ubu” – Narodowy Stary Teatr w Krakowie.

Czym jest dzieło sztuki? To pytanie podobne do tych z cyklu „Jak żyć?”. Nie ma jednoznacznej odpowiedzi, bo w zasadzie, każda jest dobra, gdyż zależy od punktu patrzenia. Z tym, że dzieło sztuki to inna historia… na to pytanie nie wiele osób odpowie, ponieważ niewielu z nim obcuje. Sztuka to jest dziedzina dla wtajemniczonych, i to mocno. A może oni po prostu udają, że cokolwiek rozumieją po to, by podnieść ego? Mocny zarzut, lecz takie wrażenia mam po spektaklu Jana Klaty „Król Ubu”… Zapraszam do dzisiejszej recenzji!

Spektakl opowiada o tytułowym Królu Ubu, który chce podbić Polskę. Detronizacja ówczesnego króla się udaje, Ubu zasiada na tronie i zaczyna się cyrk. Otóż słowo „cyrk” używam tu celowo. Klata sprowadził Polskę do miejsca wiecznych prowizorek, bałaganu, seksu, Eurowizji, kibla, srania, ciągłej walki bez sensu, głupoty… i wielu innych, mało pocieszających rzeczy. Ukazanie Polski od tak złej strony, nie jest zachęcające. Jednakże Klata jako reżyser, ma do tego prawo.

I to wbrew pozorom, obraz widzenia Polski przez Klatę, nie jest najbardziej szokujący, lecz sposób przedstawienia. Kostiumy: ostre, takie same, wulgarne. Scenografia: płyta paździerzowa, remont, tron zrobiony z rur i kibla. Przestrzeń: brudna, lepka, wymiotna, rozmazana, prowizoryczna i tania. Czy naprawdę taka jest dzisiejsza Polska?

Mimo takich zarzutów wobec tego spektaklu… jest coś, co mnie do niego przekonuje – gra aktorska. Dla takiego profesjonalizmu, mogłabym zobaczyć ten spektakl jeszcze raz. Klata nie jest łatwym reżyserem, którego można zrozumieć po pierwszym razie. Ja nie rozumiem, jednak w pracy aktorów widzę synchronizację, profesjonalizm, dopracowany każdy detal. Język spektaklu jest bardzo potoczny, mocno inspirowany wręcz marginesem czystej polszczyzny. Zapamiętanie tego, wczucie się w to jeszcze… ogromny szacunek dla aktorów.

Poza grą aktorską, podobała mi się jeszcze muzyka. Wykorzystano tam kawałki nowsze, bardzo znane. Idealnie wpasowały się w cały klimat przedstawienia, które było miszmaszem. Jednakże dobór muzyki się broni, i to mocno.

I na koniec pytanie, które przyszło mi na myśl, po spektaklu. Gdzie leży granica artyzmu z kiczem? Czy tak przełożone sensy są artyzmem, czy kiczem? Nie ośmielę się powiedzieć, że „Król Ubu” to kicz, ponieważ obraziłoby to aktorów, którzy są w tym spektaklu lepsi, niż w wielu innych. Poza tym samo nazwisko Klaty, w polskim teatrze jest rangą. Jednakże, czy tym razem nie ociera się o kicz… tego nie wiem. Mam mieszane uczucia, co do spektaklu, ponieważ w wielu momentach, nie byłam w stanie go zrozumieć. Natłok sensów, lub niedoinformowanie powodowały chaos. A nie po to zaprasza się widza, do swojego spektaklu, do swojego świata niejako, by on wyszedł z niczym. Ja wyszłam z owym „niczym”. Mimo to polecam spektakl… bo może ktoś potrafi zrozumieć Klatę. Jeśli tak, chętnie posłucham, o co chodzi… 🙂

Jedna uwaga do wpisu “Teatr: „Król Ubu” – Narodowy Stary Teatr w Krakowie.

  1. Brzmi ciekawie, często nie chodzę do teatru, a szkoda, bo czasami warto wyjść, założyć elegancką sukienkę i zaznać troche innego „życia”. Jednym z takich dziwniejszych spektakli, ale bardzo pozytywnych oczywiście, były Dziady w nowej wersji Radosława Rychcika, widziałam je na Open’erze w niecodziennej oprawie. Nowoczesna wersja, którą doskonale przedstawili aktorzy. Polecam serdecznie zobaczyć, wiem, że były też emitowane w TVP Kultura.

Dodaj komentarz